Po odwołaniu wrześniowego Rajdu Śnieżki, kolejnym i zarazem ostatnim rajdem w naszym kalendarzu była Barbórka Cieszyńska. Ponieważ nadal nie mieliśmy swojego samochodu, postanowiliśmy coś wypożyczyć. W grę wchodziły dwie opcje: Peugeot 206 oraz Citroen Saxo. Przeanalizowaliśmy wiele argumentów i ostatecznie, głównie dzięki finansowym zaletom, wybraliśmy Saxo. Autko należące do Przemka Dwulata zostało w pełni przygotowane przez szczecińska firmę ProQube :)
A tak na poważnie, to właśnie nasi zaprzyjaźnieni "szczeciniacy" podpowiedzieli nam pomysł z wypożyczeniem tego właśnie samochodu oraz zaoferowali swoja pomoc w przygotowaniu rajdówki. Piotrek, Kuba i Przemek jak zawsze stanęli na wysokości zadania i po wielu nieprzespanych nocach auto we wtorkowy poranek stanęło pod naszym domem. W środę okleiliśmy i doposażyliśmy "po swojemu" kabinę. A w czwartek rano wyjechaliśmy do Cieszyna. Po odbiorze dokumentów, ruszyliśmy na zapoznanie z trasą. Już wcześniej podjęliśmy decyzję, że rekonesans zrobimy Saxo aby poznać lepiej autko. Po zapoznaniu już wiedzieliśmy, że będzie to bardzo trudny rajd. Wiele zdradliwych miejsc, jedna hopka i prawdziwy "watersplash" (przejazd przez wodę). Z doświadczenia wiedzieliśmy, że na Barbórce zawsze jest też dużo błota i tym razem nie mogło być inaczej. Niemniej jednak byliśmy zachwyceni trasą, wszak właśnie o to chodzi w rajdach ! Ma być trudno ! :) Wieczór spędziliśmy kulturalnie przy piwku, z Antkiem i Wojtkiem Marasem - debiutującym w tym rajdzie. W piątek rano na letnich oponach :) przyjechała ekipa ze Szczecina. Okleiliśmy samochód w numery startowe i pojechaliśmy załatwić dwie bardzo ważne sprawy - ubezpieczenie i opony. Po południu na dworze rozpętała się niezła burza śniegowa. W tym czasie udaliśmy się do pobliskiego Skoczowa na BK które odbyło się bez najmniejszych problemów. Wieczór spędziliśmy w wynajętym hotelowym garażu, czyniąc ostatnie przed rajdowe przygotowania. Piotrek "Wielki Elektronik" zajął się instalacją elektrowni i lampki dla pilota. Urek mu w tym pilnie pomagał (przynajmniej nie przeszkadzał ;-) a ja tym czasem montowałam statyw pod kamerkę. W międzyczasie dochodziły nas słuchy o dyskusjach w biurze rajdu na temat możliwości startu na kolcach. Późnym wieczorem dotarli do Cieszyna nasi mechanicy. Dziewek i Janusz musieli jeszcze odpowietrzyć hamulce. Po przygotowaniach wspólnie zjedliśmy kolacje i poszliśmy spać. W sobotni poranek po śniadanku, które jakoś specjalnie nam nie wchodziło ;-) ruszyliśmy na cieszyński rynek, gdzie odbywał się uroczysty start. Początkowo pogoda dopisywała, nawet czasami widać było promyki słońca. Jednak po chwili zaczął padać obfity śnieg. Wszelkie oponiarskie dylematy zostały natychmiast rozwiązane. Oboje odczuwaliśmy mały stres, wszak był to nasz pierwszy start po wypadku na Rajdzie Strzelińskim, a i dość długa przerwa z pewnością nie wpłynęła dobrze na nasze samopoczucie. Co prawda przed rajdem zajmowaliśmy drugie miejsce w klasie, co kusiło by ostro zaatakować, ale po przemyśleniach taki wariant nie był w ogóle brany pod uwagę. Po pierwsze - nasze auto mimo, że doskonale przygotowane, jednak było wolniejsze od 206. Żadnych przeróbek, czyściutka enka. Nawet wydech był zupełnie seryjny. Czasami musieliśmy na odcinkach używać klaksonu, bo ludzie nas nie słyszeli :) Poza tym dla nas, a w szczególności dla mnie najważniejsze było przełamanie się po Strzelinie. Po serwisie ruszyliśmy na start do pierwszego odcinka - najdłuższego i według większości zawodników najtrudniejszego. Na drodze lód i śnieg. No nic, trzeba jechać. Startujemy. Pierwszy zakręt L4 do P90. Hamujemy i wychodzą nam efektowne sanki. Uriasz kombinuje z hamulcem ręcznym i jakoś skręcamy. Warunki drogowe na odcinku są tragiczne. Śnieg, błoto i lód. Jedziemy bardzo wolno i ostrożnie, mimo to jakoś nie idzie mi dyktowanie. Docieramy do mety.
Drugi odcinek. Startujemy i już na początku diametralna zmiana. "Ktoś" posypał solą i nie ma lodu, śniegu itp. :) My jednak nadal jedziemy swoim tempem. Po drodze mijamy Rajmunda pchanego przez kibiców po polu oraz biegnącego z OK.-ejką Roberta. Chwilę potem mijamy stojących na poboczu Majkę i Paska. Przed ostatnim zakrętem oesu ktoś pokazuje nam żebyśmy zwolnili. Za zakrętem ukazuje nam się leżący w rowie Kadet Przemka Mikołajczaka i Darii. Niemal się zatrzymujemy. Naglę widzę daleko przed nami czerwona tablicę mety lotnej i krzyczę: "DO METY" ! Tak rozkojarzeni dojeżdżamy do mety.
Kolejny odcinek - Pasieki. Początek bez lodu i śniegu, przyczepnie. A w połowie oesu niespodzianka. Za szczytem na dość szybkiej partii nagle pojawia się śnieg i błoto. Tak już jest do końca odcinka. Na jednym z zakrętów widzimy leżące w rowie auto. Ponieważ nie widzimy załogi ani znaku OK, zatrzymujemy się i pytamy, czy wszystko w porządku. Nikt nam konkretnie nie odpowiada. Dopiero po chwili zauważamy siedzącą w samochodzie załogę, która na nasze pytanie odpowiada, że wszystko w porządku !!! Takie zachowanie zawodników pozostawię BEZ KOMENTARZA!!!
Odcinek czwarty. Po wypadku Michała Kościuszki zostaje odwołany. Pierwsza pętla za nami. Podczas drugiej pętli okazuje się, że śnieg i lud został rozjeżdżony. Stało się nieco bardziej przyczepnie, czasami aż za bardzo ;-) Pokonujemy kolejno odcinki, mijając mnóstwo rozbitych aut. Na szczęście niegroźnie. Pod koniec 7 odcinka, na jednym z nawrotów (przy sławnej już ulicy Rajdowej) tniemy zakręt tak jak podczas pierwszego przejazdu. Niestety cięcie jest tak wyjeżdżone i błotniste, że wyrzuca nas na zewnętrzną. Cudem zatrzymujemy się na "asfalcie" ale w poprzek drogi. Uriasz wbija wsteczny. Cofamy. Potem powoli ruszamy do przodu i nic... auto zakopuje się w błocie. Rozpaczliwie machamy do ludzi - kibiców tłumnie oblegających ten zakręt. I nikt nie reaguje! Ludzie stoją mając kamienne twarze ! Żadnych emocji ! Niewiele myśląc wyskakuję z auta i proszę o pomoc (dość głośno ;-)) Sama próbuję wypchnąć auto, ale nic z tego nie wychodzi. Na szczęście znalazło się kilku kibiców, którzy przezwyciężyli strach przed błotem i ruszyli nam na pomoc. Ogromne dzięki DLA WAS PANOWIE ! Czyli są jeszcze jacyś prawdziwi kibice rajdowi, co zbierają błotne autografy, nie tylko od WRC :) Jedziemy dalej bardzo ostrożnie, ponieważ po drodze muszę zapiąć pasy. Niestety prawy naramienny pas zostaje przytrzaśnięty drzwiami. Otwieram drzwi, które natychmiast wymykają mi się z ręki. Ale w końcu jakoś opanowuję sytuację, odnajduję się w notatkach i dyktuję dalej.
Po drugiej pętli na serwisie czeka nas bardzo miła niespodzianka. Odwiedzają nas znajomi z Zakopanego i Opola. Ta sympatyczna wizyta dobrze nas nastraja i pełni optymizmu ruszyliśmy na ostatnią pętlę. Nasze samopoczucie odzwierciedla się i w jeździe, nareszcie łapiemy rytm, choć i tak jedziemy bardzo ostrożnie. Resztę odcinków pokonujemy bez żadnym przygód. Szczęśliwie docieramy na ostatni serwis. Myjemy nasz samochód i ruszamy w śnieżycy na cieszyński rynek. Kiedy tam docieramy i nareszcie wstawiamy auto do parku maszyn, spływa z nas całe nagromadzone napięcie. W końcu dajemy upust radości, a towarzyszą nam w tym Ola, Kuba (i jego pozytywna energia) oraz Piotruś. Na ten wspólnie wypity szampan czekaliśmy ponad 5 MIESIĘCY!!! :) Nareszcie udało się nam wspólnie osiągnąć sukces. Chwilę potem dowiadujemy się, że nasza ostrożna i rozważna jazda pozwoliła nam utrzymać drugą pozycję na koniec sezonu ! Radocha jest jeszcze większa ! Przed rajdem wydawało nam się to mało prawdopodobne. Ale takie są rajdy. Po raz kolejny okazało się, że w tym sporcie wszystko jest możliwe :) Oczywiście nie możemy tu wspomnieć o pechu Pawła Bielaka. Na przedostatnim odcinku uszkodził przednie zawieszenie. Awaria okazała się na tyle poważna, że Paweł stracił całą przewagę i ostatecznie zakończył tegoroczny sezon na miejscu trzecim.
I jak zawsze na koniec podziękowania. Zacznę od nieocenionej pomocy naszych sponsorów - firm Agremo, Car-Cord, Gosart i wydawcy pisma Raport Rolny. Wielkie dzięki dla tych, którzy dniami i nocami przygotowywali auto, oraz tych co niemal poświęcili swoją pracę aby pomóc nam na serwisie ! Mowa oczywiście o Kubie Wachli, Piotrkowi Szczygłowi, Przemkowi Gonciarzowi i naszym niezawodnym serwisantom Adrianowi Dziewie i Januszowi Pansie oraz braciom Krawczykom. Dzięki dla Rajmunda za... on wie za co ! Na tych ludziach zawsze można polegać ! Podziękowania należą się również naszym szefom i współpracownikom, dzięki którym spokojnie mogliśmy spędzić aż cztery dni na rajdzie. Pozdrawiamy też wszystkich zawodników (zwłaszcza tych z A-6) oraz tych, którzy nam kibicowali podczas tego rajdu i całego sezonu. To było dla nas bardzo miłe ! |