Po Rajdzie Strzelińskim... Nie tak to miało być... |
24 06 2006
|
Nie tak wyobrażalismy sobie koniec Rajdu Strzelińskiego ... Radosć z jazdy po swietnych odcinkach specjalnych i wspaniała atmosferę towarzyszaca tej pięknej imprezie przerwał tragiczny wypadek na 5 odcinku specjalnym ... Trudno w takiej sytuacji cieszyć się ze startu i z entuzjazmem opisywać wszystko to co spotkało nas na rajdzie.
Więc chociaż pokrótce...
Pierwsze oesowe kilometry po długiej (dokładnie rocznej) przerwie nigdy nie są łatwe. Najdłuższa trasa jaka pokonalismy rajdówka od roku to Brzeg -Strzelin - 30 km na badanie kontrolne. Wielka niewiadoma było więc dla nas, jak poradzimy sobie z trudnymi oesami i jakie tempo będziemy potrafili utrzymać.
Już na pierwszym oesie trzykrotnie zostalismy niemal do zera zatrzymani przez safeciarzy z powodu "kłopotów" innych załóg. Kolejna atrakcja odcinka było hamowanie na najdłuższej prostej, by bezpiecznie wyprzedzić jadaca od pobocza do pobocza rajdówkę (chyba z uszkodzonym tylnym zawieszeniem). A chwilę pózniej niespodzianka ! Ktos z kibiców stał z własnoręcznie zrobionym banerem "URIASZ I ALINKA GO !!!". To było suuuper miłe! Nie wiemy kto to był, ale serdecznie dziękujemy i pozdrawiamy !
Na drugim oesie mielismy jedyną lekko podbramkowa sytuację w tym rajdzie. Za jednym ze szczytów, na hamowaniu do prawej dziewięćdziesiatki trafilismy na spory nadmiar wody i błota. Puscił slick i zaczęło nas wypluwać w okoliczne krzaczki. Na szczęscie udało nam się zostać na drodze. Na trzecim oesie doganiamy i wyprzedzamy Corsę, a pod koniec odcinka, na szybkim spadaniu do Ostrężnej zatrzymujemy się na kilkanasie sekund przy dzwonie Rzeznika i Dymurskiego. Załoga O.K. ale palacy się samochód zrobił niemiłe wrażenie. Do mety jedziemy bardzo wolniutko i bez jakiegokolwiek rytmu.
Na serwisie Dziewos, Jausz i Łukasz - syn Pawła Łukaszewicza, który oczywisie profesjonalnie wszystko przygotował, robia standardowy przeglad. Z autem wszystko w porzadku, więc ruszamy dalej.
Oes czwarty jedzie nam się bardzo dobrze. Tempo troszkę szybsze, dosć równe. Alina dyktuje spokojnie, jakby czytała bajkę. Nareszcie wszystko zaczyna nam wychodzić. Ponownie wyprzedzamy jadaca na awarii Corsę, a pod koniec przejazdu przez kopalnię bazaltu uderzamy płyta w duuuży kamień leżacy na srodku drogi. Nie dało się go ominać, ale na szczęscie nic się nie uszkodziło. Na mecie nie zobaczylismy swojego czasu bo… nie wiadomo. Po prostu trzech czasów nie było na tablicy. W tym naszego. Niemniej jednak bylismy bardzo zadowoleni. Nieważne jaki czas. Grunt, że w końcu jechało nam się tak jak kiedys !!!
Oes piaty pokonalismy bez większych przygód. Ale z każdym przejechanym kilometrem odnajdywalismy swoje tempo i rytm. Niestety fantastyczna atmosfera i radosć z jazdy została przerwana przed startem do OS 6. Odcinek został odwołany. Jedziemy bez pomiaru czasu ...
Potem już tylko chwila refleksji, żalu i złosci, że wszyscy jestesmy bezsilni i bezradni ...
Pamiętamy o wszystkch, których ta tragedia dotknęła osobiscie. Trzymajcie się... |
Komentarze [0
] Autor: Uriasz
|
|