Zabrakło 3.4 sekundy do szampana ;-) |
05 09 2006
|
Długo czekałam, aby móc powiedzieć po rajdzie: NARESZCIE ! WRACAMY NA RAJDOWE TRASY ! Już tegoroczny Strzelin dobrze nam się jechało, ale Wisełka była "miód - malina" i to zarówno dla kierowcy, jak i dla pilota !!! Ale po kolei...
Czwartek - zapoznanie odbyło się w ulewnym deszczu, efektem czego było dużo błota naniesionego na drodze i bardzo slisko. Taka aura nie napawała optymistycznie, ale swiadomosć, że opisujemy odcinki Rajdu Wisły - imprezy, na której marzylismy aby kiedykolwiek wystartować zdecydowanie nam pomagała. Poza tym prognozy pogodowe na kolejne dwa dni były pozytywne, więc generalnie tragedii nie było. Pierwszy oes - króciutki, z kilkoma zakrętami i dwoma dłuższymi prostymi, nie zapowiadał się specjalnie trudnym do pokonania. Ot taka fajna rozgrzewka przed... oesem numer dwa - Cisownica. Piorunujace wrażenie, chociaż do końca nie zdawałam sobie sprawy jakie czekaja mnie atrakcje podczas sobotniej przejażdżki rajdówka. Zamarski - nawet fajny, chociaż spodziewałam się czegos więcej, za to Dębowiec pokochalismy miłoscia absolutna :-) Poza tym fajnie było ponownie spotkać znajomych, pojechać na wspólny obiadek i poplotkować na rajdowe tematy i nie tylko ;-)
Piatek - odbiór administracyjny, potem badanie kontrolne. Przed BK Ferodo upiększył nam autko naklejka dopełniając w ten sposób doskonałoSci naszego pojazdu ;-) BK przeszlismy bez większych problemów, nie licząc chwilowego zagubienia dokumentów auta (nie przez pilota) ;-) Troszkę przedrajdowego stresiku jeszcze nikomu nie zaszkodziło ! Na szczęscie zaraz sprawca incydentu odnalazł zgubę i naklejka BK zamieszkała na lewej szybie rajdówki. Wieczorem w centrum Wisły, na Placu Hoffa, odbył się uroczysty start rajdu. Ależ było przyjemnie ! Kiedys, będac na ogladarce Wisełki, powiedzielismy sobie, że tu wystartujemy... I udało się !
Tak oto nastał wieczór pełen kolejnych atrakcji. My jako zdyscyplinowana załoga, zamierzalismy położyć się wczesnie spać, ale nasi serwisanci w sporym składze : Paweł, Dziewek, Jasiu, Artur (debiutant) i Młody czyli Łukasz, zasiedli do grilla. Kiedy impreza wchodziła w "słuszna" fazę wznoszenia toastów za słoneczna pogodę na sobotę, zadzwonił telefon Dziewka. Dowiedział się z niego, że jego swieżo poslubiona żona Jola własnie wjechała do Wisły ! I w ten oto sposób Dziewek z Jola całkiem przypadkiem mieli swoja pierwsza podróż, jakby nie patrzeć, poslubna - na serwisie Rajdu Wisły ;-) Nie wiemy do której godziny "toastowali", ale pogoda w sobotę była cudna, a sami serwisanci (już w liczbie 7 osób) jak zawsze zwarci i gotowi czekali na nas w pełnym rynsztunku.
Na serwisie wiele bardzo cennych uwag co do opisu, "sprzedał" mi doświadczony kolega "Jarzabek", za co jestesmy mu ogromnie wdzięczni. Przydały się bardzo! Po serwisie pojechalismy na pierwsza pętlę.
Oes 1 - Lipowiec - rozgrzewka załogi i autka. Mega ostrożnie, ze sporym zapasem, że o hamowaniach nie wspomnę ;-) Ale czas nie był dramatyczny. Odcinek drugi odwołany, zatem po ponad dwugodzinnej przerwie stanęlismy na starcie 3 oesu. Ta długa przerwa zupełnie wybiła nas z rytmu, w który wprowadził nas pierwszy oes. Szkoda, ale co było robić. Odliczyli nam czas i pojechalismy. Tak troszkę bez serca, ale do przodu. Efekt tego był mierny, bo stracilismy aż 10 sekund do "normalnych" (czyt. bez urazy - zdrowych na umysle) rywali w klasie. Przed nami był Dębowiec, zatem pierwsze koty za płoty. Należało powoli się przebudzać. Ale mimo że jeszcze ten moment nie nadszedł, jechało nam się super. Nawet wyszedł nam sławny prawy ciasny nawrót, za co dostalismy brawa od miejscowych kibiców (bardzo miło). Jak się jednak okazało na mecie, można było szybciej ;-)
Po pierwszej pętli nastroje mielismy fantastyczne, tym bardziej, że na 14 załóg w klasie zajmowalismy 5 miejsce. W dodatku do czwartych Rzeznika i Dymurskiego, którzy jechali "ponowosiadłowym" 206, czyli bardzo szybkim Volantem, tracilismy tylko 9 sekund.
Na kolejnej pętli po odcinku "na rozgrzewkę", przyszedł czas na pierwszy nasz przejazd "cisownicy". Ale oes !!! Jeszcze żaden odcinek nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Pierwsze 1,5 kilometra oesu to walka o utrzymanie się na drodze, a tu muszę dyktować ... "wybija P6-L5 przez szczyt 200 P6 200 P6-L6-P6 wybija..." Oczy zrobiłam jak pięć złotych i zastanawiałam się jak długo jeszcze uda nam się nie wypasć z drogi. A ludzi było jak na pochodzie pierwszomajowym ! Jak dojechalismy do mostku to odetchnęłam z ulga, chociaż dalej było jeszcze szybciej. Nawet kilka zdradliwych szczytów było już niczym w porównaniu z tym jakie zrobił na mnie wrażenie początek oesu. Urek po lotnej, tylko skwitował: "niedowiary, ale oes".
Przejażdżka na wybojach Cisownicy nieco nas obudziła i na Zamarskim przyspieszylismy. Efektem szybszego tempa podróżowania było kilka sympatycznych boczków (ku uciesze pilota of course ;-) I ponownie przyszedł czas na ukochany Dębowiec. I to był nasz najlepszy przejazd. Urek pojechał go znacznie odważniej, aż byłam z niego dumna. To było to co tygryski lubia najbardziej. Kierowca również pochwalił pilota, zatem można było powiedzieć, że w tym momencie odnalezlismy się na nowo po dwurocznej przerwie. Dziesiaty czas w generalce i drugi w klasie w pełni nas zadowolił. Dzięki temu wskoczylismy na trzecie w klasie zupełnie o tym nie wiedząc, ponieważ z założenia nie kontrolowalismy czasów.
Ostatnia pętlę rozpoczynalismy od atrakcyjnej Cisownicy. Tym razem jednak wiedzielismy co nas czeka. Ja przeczytałam Urkowi bajkę na temat zakrętów, wybojów, błota, szczytów itp, a Urek zgodnie z tym pojechał. Muszę przyznać, że krajobrazy na tym odcinku były piękne ;-) Przejażdżkę zakończylismy 4 sekundy szybciej niż na poprzedniej pętli, niestety tracac do Rzeznika 11 sekund. Na Zamarskim zanotowalismy trzeci czas w A-6, odrabiajac 1,6 sekundy do rzeszowskiego kierowcy. Pozostał ostatni oes. Załoga jadAca przed nami wystartowała na swiatłach awaryjnych, w związku z czym poprosiłam sędziów o dwie minuty odstępu. Nie majac pojęcia o naszej pozycji w klasie, wystartowalismy do odcinka z założeniem dojechania do mety (czyt. zachowaniem szczególnej ostrożnosci). Nie ma co ukrywać, pojechalismy wolno, a i tak uzyskalismy drugi czas i jak się okazało na mecie, odrobilismy do Rzeznika 0,7 sek. W efekcie do podium zabrakło nam 3,4 sekundy... Nie będę kłamać, że jak się o tym dowiedzielismy, to nie było nam troszkę szkoda, ale z "volantem" nie wstyd przegrać... Ach ta skrzynia... Już utworzylismy fundusz... :-)
Aby być szczera do końca, to muszę przyznać, że wstydu narobił nam Dudi, który wygrał naszA klasę kanapa na seryjnych oponach ! Ogromne gratulacje za wynik, chociaż następnym razem już tak łatwo się nie damy. Obiecujemy poprawę !
Na koniec jak zawsze podziękowania: Agremo, Car-Cord i Raport Rolny to firmy, bez pomocy których w ogóle nie pojechalibysmy w tym rajdzie. Dziękujemy Wam !!! Kolejne ogromne podziękowania należą się dla naszego wspaniałego serwisu. Szefowi serwisu - Pawłowi Łukaszewiczowi za to, że wszystkim się zajał i nie musielismy się o nic martwić. Dziewkowi i Jaskowi jak zawsze za doskonała pracę i przyuczanie nowych pomocników. Arturowi za duże zaangażowanie w pomoc na serwisie. I oczywiscie wielkie dzięki za ładna pogodę :-) Serdeczne dzięki dla Roberta za nieoceniona pomoc doswiadczonego kolegi i rewelacyjny zeszyt dla pilota (pozdrowienia dla Ani ). Dzięki dla Kasi Borek za to, że moje cisnienie wróciło w piatkowy wieczór do normy ;-) Serdeczne podziękowania dla Majki, Sebka, Kasi, Darka, Pawła, Kwiatka, Roberta i wielu, wielu innych ludzi (zwłaszcza z naszej klasy A-6) których obecnosć na rajdzie przyczyniła się do wspaniałej atmosfery. Było nam bardzo miło i już nie możemy doczekać się Snieżki.
P.S. Do Szczeciniaków - fajnych chłopaków ! :-) Co-Pilot Rally Watch spisał się dzielnie ! Mam nadzieję, że niedługo razem porównany na nich swoje czasy ! |
Komentarze [0
] Autor: Uriasz
|
|