To może zacznę od soboty 17 kwietnia, czyli dokładnie tydzień przed rajdem. Jeszcze przed południem dowiedzieliśmy się, że w naszym samochodzie serwisowym padł silnik. Zawisło nad nami widmo braku serwisówki, ale ponieważ przed nami było jeszcze kilka dni, specjalnie się tym nie przejęliśmy. Po południu natomiast postanowiliśmy wyprowadzić naszego Peugeocika na małą przejażdżkę. I po kilku minutach - druga niespodzianka ! Dwieścieszóstka nierówno pracuje, przerywa ! Wróciliśmy do garażu myśląc, że to czujnik (czyli typowa przypadłość pucharówek), który natychmiast wymieniliśmy i...
niestety nic się nie zmieniło! Powoli zaczęliśmy się denerwować. Sprawdziliśmy świece, ale to nic nie pomagało. Zadzwoniliśmy do znajomego jeżdżącego identycznym autem. Zasugerował awarię pompy paliwa. Wieczorem przywieźliśmy do garażu Dziewosa (naszego mechanika), który posłuchał, pooglądał i zdiagnozował: "Jednak świece. Auto stało całą zimę i jedna ma jakieś przebicie. Normalne zjawisko :)". Dla nas nie było ono "normalne", ale nieco nas to pocieszyło. W poniedziałek Urek zakupił nowe świece, wymienił i drżącą ręką przekręcił kluczyk w stacyjce. Zadziałało !!! Samochód ponownie zaczął równo pracować. Uradowani tym faktem, we wtorek wzięliśmy kilka słupków i na pobliskim lotnisku (jakieś 500m od naszego domu) wyznaczyliśmy trasę. Zamierzaliśmy sobie troszkę pojeździć. Wiadomo, nie był to oes, ale po pięciomiesięcznej przerwie chyba należało wsiąść do samochodu. Założyliśmy stare TA00. Niestety, po mniej więcej 10 minutach jazdy betonowy pas startowy skutecznie pożarł miękkie gumy z których zostały tylko druty. Trzeba było zwijać się do domu (zdjęcia opon w galerii "rally fun"). Wracając natomiast do problemu naszej serwisówki, to w końcu pożyczyliśmy Transit'a od Piotrka Michalewicza z Kędzierzyna. Boję się nawet pomyśleć, co by było gdyby... Na szczęście udało się rozwiązać nasze przedrajdowe problemy.
Do Warszawy wyruszyliśmy czwartkowym popołudniem. Około dwudziestej byliśmy na miejscu, tj. w podwarszawskich Ząbkach, gdzie jak zawsze gościliśmy u mojej siostry, szwagra i ich cudnego maleństwa. Hubert Bonder przywiózł nam dokumenty do zapoznania z trasą. Dzięki temu nie musieliśmy jechać po nie do biura. W piątek obudziło nas piękne słońce. Po śniadanku pojechaliśmy na spotkanie z drugą częścią naszego zespołu, czyli Dziewosem - kierownikiem serwisu, Januszem - mechanikiem i Kaktusem - debiutującym w roli serwisanta :) Ponieważ brzesko-opolska ekipa nieco się spóźniła, my również z lekkim opóźnieniem dotarliśmy na zapoznanie z trasą. Zdążyliśmy opisać trasę przejeżdżając trzykrotnie każdy z odcinków. Specjalnie nas nie zachwyciła - szybka, mało techniczna, trochę "na odwagę"...
Potem był odbiór administracyjny i BK. Główną atrakcją tego punktu programu był nowy samochód Feroda (Leszka Wójcika) - pachnąca jeszcze nowością Subaru Impreza TURBO !!! ... Pięęęęęęęękna !!!
W sobotę obudziła nas piękna ulewa ;-) No cóż - pogoda dla wszystkich jest taka sama. Cały ubiegłoroczny sezon jeździliśmy w słońcu, to w końcu przyszedł czas na deszcz. Po drodze z Ząbek do Otwocka mieliśmy dodatkowo małą przygodę. Stojąc na czerwonym świetle wjechał nam w tył Jeep Wrangler :( Na szczęcie dopiero jechaliśmy po rajdówkę i lekkiemu uszkodzeniu uległa lampa w Astrze.
Rampę startową pokonaliśmy w strugach deszczu i po serwisie wyruszyliśmy na pierwszy oes. Założenie było jedno - ostrożnie. I tak też go pokonaliśmy. Po drodze mijamy mocno rozbitego Eskorta Treli zaparkowanego w sadzie, na szczęście załoga OK. Tempo rekreacyjne, ale mimo to stres jest spory, bo to pierwsze nasze kilometry od kilku miesięcy i niezbyt pewnie czujemy się na śliskim. Do mety jakoś docieramy. Odcinek drugi - najdłuższy w rajdzie, ale i najdłuższy w krótkiej historii naszych startów. 17,69 kilometra przed nami i to w przeważającej części po szutrze, po którym nigdy nie jeździliśmy. Jesteśmy bardzo ciekawi tego co nas czeka. Startujemy. Jest bardzo ślisko. Raz na chwilkę wypadamy w pole, potem przeganiamy kibiców stojących na zewnętrznej, zgarniając przy okazji kilka słupków. Po tych przygodach odpuszczamy, ponieważ w oczach pojawiło się nam widmo nieukończenia imprezy. Po prostu na tym oesie podróżujemy z punktu A do punktu B. Bez zbytniego entuzjazmu. Po drodze mijamy Majkę ze smutna miną :( Ukręciła półoś w pięknym Polo.
Jakoś docieramy do mety. Przed trzecim odcinkiem pytam konkurencję o wyniki i... nie jest dobrze. Jesteśmy daleko za nimi. Mimo to nadal jedziemy swoje. Trzeci oes już nieco lepiej, chociaż na jednym dohamowaniu po sporej prostej, zblokowało nam koła i postawiło bokiem. Było gorąco, ale na szczęście autko posłusznie wróciło na miejsce. Potem już bez przygód do mety. Po drodze mijamy jeszcze świeżo zaparkowaną w sadzie załogę Włodarczyk/Chmura - kolejni pechowcy z naszej klasy. Na serwisie czyścimy Puga z ogromnej ilości błotka, ja natomiast zajmuje się wylewaniem wody ze środka samochodu, która chlupała mi przez całą pierwszą pętlę (przelewała się z boku na bok na zakrętach, a na hamowaniach zalewała mi buty - dosyć śmieszne wrażenie).
Po przerwie serwisowej kolejna pętla przed nami. Deszcz przestaje padać. Stratujemy. Nadal jest bardzo ślisko, o czym przekonujemy się najpierw na dohamowaniu do lewego "trójkowego" długiego łuku. Kilometr dalej hamowanie - prawy 90 na szuter. Skręcamy, wszystko wydaje się OK. A jednak tak nie było. Ślisko, syf i pociągnęło nas lewą stroną ... w drzewko. Prędkość nie była zbyt duża (jakieś 15-20km/h), więc i samo uderzenie nie było mocne. Para z chłodnicy nie poszła, zatem jest nadzieja, że pojedziemy. Chwila napięcia, odpalamy samochód, wbijamy wsteczny, potem jedynkę i jedziemy :) !!! Pytam Urka czy wszystko z autem O.K, ale nie słyszę, bo nie mam z nim łączności w interkomie. Dojeżdżamy do mety. Miny sędziów i kibiców mówią same za siebie. Przód nie wygląda ciekawie. Spokojnie jedziemy dojazdówkę i przed kolejnym odcinkiem wysiadamy aby ocenić straty. Szczerze - widok troszkę nas zaskoczył. Myśleliśmy, że wygląda to lepiej. Ale najważniejsze, że mechanicznie autko nie ucierpiało, a blachy wymieni się i już ;o) Przed nami długi oes. Ponieważ do końca nie ufamy widocznym "na oko" defektom, nadal jedziemy bardzo ostrożnie. Tempo i niezbyt duża ilość informacji do podyktowania pozwala mi na wypatrywanie znajomych na oesie. Fajne miny maja ludzie, kiedy widzą naszego Peugeotka :-) Mniej więcej takie :-O
Ostatni odcinek w pętli już nieco odważniej (jak nic do tej pory się nie stało, to chyba wszystko dobrze). Wygrywamy go w klasie i coś tam odrabiamy do naszej konkurencji, ale nie mam pojęcia jak wygląda sytuacja w klasie. Na strefie Kaktus uświadamia nas, że jesteśmy na czwartym miejscu i mamy 9,5 sek. straty do trzeciego w klasie Pawła Bielaka. To niby mało i można się pokusić o odrobienie, ale przed nami tylko 9 kilometrów oesowych. Póki co, podczas przerwy serwisowej zajmujemy się reanimacją auta, czyli szybka blacharka i dogłębna ocena szkód. Dziewos, Kaktus i Janusz uwijają się ja mrówki. Po strefie nasz samochód wygląda już nieco lepiej - chociaż i tak "jakby mu słoń usiadł na maskę" :) .
Przed nami super oes po ulicach Otwocka. Na niecałych 2 kilometrach odrabiamy 3,6 sek. zatem zostaje 5,9. Kolejny odcinek wygrywamy w klasie, ale do końca nie wiemy jak wygląda sytuacja. Potem okazało się, że byliśmy szybsi o 6,8 sek. Ostatni odcinek, ponownie w Otwocku, pokonujemy najszybciej jak możemy, chociaż cofania pod wiaduktem nie dało się uniknąć. Notujemy kolejne 0.1 sekundy przewagi i w efekcie rajd kończymy na trzecim miejscu, z 1 sekundową przewagą nad Bielakiem i Matusikiem. Bardzo nas to cieszy, ponieważ 6 punktów zawsze przyda się w końcowym rozrachunku, a sama walka na koniec nieco nas rozbudziła z tego zimowego snu.
I tak o to zakończył się nasz pierwszy rajd sezonu. Może nie było najszybciej, ale.... od czegoś trzeba zacząć :) Poza tym bardzo przyjemnie jechało się w naszej klasie. Atmosfera sympatyczna i jak się okazuje, konkurencja w tym sezonie będzie bardzo groźna :)
Na koniec serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy ułatwili nam mazowiecki start. Naszym sponsorom; debiutującemu na naszym samochodzie RAPORTOWI ROLNEMU, oraz jak zwykle firmom AGREMO, CAR-CORD i GOSART. Wielkie dzięki dla Piotrka Michalewicza i firmy APM CAR za pożyczenie busa serwisowego, braciom Bonder za odebranie naszych dokumentów, zawodnikom z klasy A-6 za miła atmosferę, oraz wszystkim tym, którzy machali do nas na oesach (zwłaszcza Maćkowi Batkowskiemu :-) i gorąco nam kibicowali. Wielkie dzięki również dla Ferodo za to, że pozwolił nam dotknąć swoje śliczne nowe Subaru :-) TURBO !!!
Do zobaczenia na Festiwalowym! Byle w słońcu!
|