3 Rajd Strzeliński... - smutne zakończenie 26 03 2006
Nieco krótsza relacja ze Strzelina

Jak się czegoś nie zrobi od razu, to potem już bardzo trudno nadrobić zaległości, ale postaram się. Rajd Strzeliński to nasza trzecia eliminacja w tym sezonie. Po odwołanym "domowym" Festiwalowym cieszyliśmy się, że choć na Strzeline dane nam będzie zaprezentować się naszym znajomym, kibicom i sponsorom. Impreza odbywała się 30 kilometrów od naszego domu!!! Dzięki temu po raz pierwszy mieliśmy okazję brać udział w rajdzie i spać we własnym łóżku. Strasznie nam się to podobało :)

Termin imprezy przypadał zaraz po zakończeniu roku szkolnego, zatem przygotowania do rajdu zbiegły się mi - jako nauczycielce i wychowawcy - z masą pracy związaną z zakończeniem roku szkolnego. Jakoś wszystko udało się dopiąć i natychmiast po uroczystej akademii, udaliśmy się z Urkiem na zapoznanie. Trasy jakie przygotował nam organizator strasznie nam się spodobały. Sami nie wiedzieliśmy, że mamy blisko domu takie piękne odcinki. W sobotę odbyło się BK, które przeszliśmy bez najmniejszych problemów. Przed i po BK spotkaliśmy znajomych z Opola oraz naszą ulubioną klasę "turystyczną" ;)
W końcu nadeszła niedziela - dzień ścigania. Wszyscy spotkaliśmy się w parku przed startowym, gdzie zrobiliśmy pamiątkową fotkę "klasy 6A" ;-) (zapewne wkrótce ukaże się w dziale rallyfun) i po przydługawej ceremonii startu, podczas której gwoździem programu był konferansjer Ferodo, udaliśmy się na serwis.
Tralala i ruszamy na odcinki. Pierwszy oes. Najbrudniejszy i chyba najdłuższy ale bardzo fajny. Założenie - bardzo ostrożnie a potem zobaczymy. Jedziemy, jedziemy i dojeżdżamy sobie do mety. Rzut oka na tablicę... O kurcze ! Rajmund włożył nam kilkanaście sekund :( Okazuje się, że totalnie go przespaliśmy. No nic, to dopiero początek rajdu. Obiecujemy się poprawić. Oes drugi - najfajniejszy według nas, czysty, z rewelacyjnymi partiami po wioskach, kręto, wąską - miodzio :) Postanawiamy nieco przyspieszyć. Jedzie nam się wyśmienicie. Czas już znacznie lepszy. Jesteśmy na drugim miejscu w klasie, oczywiście za Rajdmundem i jego pilotem, świeżo upieczonym żonkisiem - Robertem zwanym Jarząbkiem, czy Jastrzębiem, nie pamiętam ;-) I nareszcie przychodzi czas startu do odcinka numer 3. Na tym odcinku obawiam się dwóch miejsc. Zaraz na początku oraz już po wyjeździe z Niemczy (L4 koło muru) pokonujemy je bez najmniejszych problemów. Jedzie nam się rewelacyjnie, żadnych kłopotów i błędów. Tempo jazdy zadowalające. Wyjeżdżamy z Niemczy w górę, pokonujemy łuki- prawie same szóstki i piątki. Zbliżamy się do końca tej partii zakrętów. W notatkach mam podkreślone ostatnie trzy, co oznacza, że pokonujemy je jako całość (odpowiedni tor plus hamowanie itp.), z nieco większą uwagą (L6 - P4 - L2). Lewy "szóstkowy" (czyli bardzo łagodny łuczek) jedziemy jeszcze pełnym "butem". Przycinamy go tak, aby zmieścić się do prawej "czwórki" i zaczynamy hamować (piąty bieg). Niestety, jesteśmy za blisko lewej krawędzi drogi. Auto na hamowaniu stawia lekko bokiem, łapiemy "syf" z pobocza i tracimy sterowność. Urek kontruje, stawia nas w drugą stronę i niestety jest za szybko aby to wyciągnąć. Lecimy bokiem do rowu. Chwilkę mogę oglądać naszą podróż przez boczną szybę i widzę zbliżający się rów, płot i sadzik z jabłonkami. No i fik, lecimy... Na początek oczywiście wpadamy do rowu i kosimy sporą część płotu. Sztachety wylatują w różne strony, aż wióry lecą. A na koniec nasza 206 wykonuje salto w powietrzu i ląduje na jednej z jabłonek, łamiąc ją na pół. Ci co to widzieli mówili, że było efektownie ;-) Po udanym lądowaniu (na koła) natychmiast "sprawdzamy się wzajemnie", ewentualne włączniki/wyłączniki i z prędkością światła opuszczamy autko. Uriasz ma łatwiej, bo wychodzi przez drzwi, ja natomiast oknem, bo drzwi zablokowane. Biegnę z OK-ejką, bo następna załoga lada moment nadjedzie, a nie chcemy niepotrzebnie zatrzymywać odcinka.
Wybiegam na drogę, pokazuję Pawłowi Bielakowi OK i mocno staram się przyjąć minę mówiącą, że z nami wszystko w porządku. Podobno mi się nie udało, a wręcz przeciwnie. Błażej jak mnie zobaczył to się przeraził :) Wróciłam do sadu i zaczęliśmy oglądać auto. Wyglądało źle, ale na szczęście to były tylko pozory. Jeszcze będąc w sadzie wydzwanialiśmy do naszego blacharza (niedziela ok. 10 rano) i po chwili emocji stwierdziliśmy, że będzie dobrze. W między czasie przybyli właściciele posesji, czyli zniszczonego płotu, kilku ładnych iglaków i jabłonki . Na szczęście gospodarze okazali się miłymi ludźmi i generalnie nie mieli do nas pretensji, chociaż podobno pod płotem mieli posadzone jakieś rzadkie rośliny, a i same sztachety trudno dostać :) . I gdy tak siedzieliśmy sobie wśród tych jabłonek mogliśmy się przekonać, że mamy wielu bardzo fajnych znajomych. Telefon nie milkł ani na chwilkę. Mnóstwo ludzi dzwoniło, aby zapytać czy z nami wszystko w porządku. To było bardzo miłe.
Odcinek dobiegał ku końcowi i trzeba było pomyśleć, jak wydostać się z sadu. Tu z nieoceniona pomocą przyszli nam kibice, zwłaszcza mocna grupa z Kamieńca Ząbkowickiego i Ząbkowic. Pomogli nam zrobić szybką "blacharkę", dzięki której auto mogło toczyć się nie uszkadzając opony, a następnie wypchali auto z sadu . Serdeczne dzięki!!!. Filmik z tej akcji wkrótce na naszej stronce.
I tak o to powoli spakowaliśmy się i pojechaliśmy do domu. Wcześniej jeszcze odwiedziliśmy tych co to do mety dotarli. Na koniec, wieczorem pojechaliśmy odprężyć się na grilla do Bartka i Roberta. Spędziliśmy bardzo miły wieczór, a w poniedziałek ... już z samego rana za naszą pogniecioną rajdówkę zabrał się Boguś (spec od blacharki). Nie było czasu do stracenia, wszak za niespełna trzy tygodnie naszym Peugeotem zamierzał zadebiutować na mistrzowskich trasach Rajdu Nikon zaprzyjaźniony zespół ze Szczecina -Kuba Wachla i Piotrek Szczygieł. Ale to już inna historia... która opiszę lada chwila.

A na koniec jak zawsze podziękowania, tym razem naprawdę jest za co!!!
Oczywiście wielkie podziękowania naszym sponsorom, dzięki którym możemy startować, czyli firmom: Agremo, Raport Rolny, Car-cord oraz Gosart. Raz jeszcze szczególne podziękowania dla ekipy z Kamieńca Ząbkowickiego za pomoc w sadzie :) oraz wszystkim tym, którzy okazali nam chęć pomocy, w tym naprawdę wielu zawodnikom. Ta sytuacja pokazała nam, że mamy wokół siebie mnóstwo życzliwych ludzi. To bardzo miłe.
Największe podziękowania dla blacharza - Bogusia oraz lakiernika Remka, którzy natychmiast zajęli się naprawą naszej rajdówki i w ekspresowym tempie doprowadzili auto do idealnego stanu. Właściwie wszyscy od których potrzebowaliśmy pomocy, nie zawiedli nas. Na koniec podziękowania dla naszych serwisantów - Dziewosa i Janusza (kurcze, musimy mu wymyślić jakąś ksywkę!), którzy jak zawsze byli zwarci i gotowi do pracy.

A teraz wybieramy się na wakacje, lecz zanim to uczynimy postaram się opisać nasz debiut jako "renciarzy" - czyli o tym jak Kuba i Piotrek wystartowali naszym Pugiem w Rajdzie Nikon.

A miało być krótko :)...

Komentarze [0 ] Autor: Kamil
Nick:
e-mail: (opcjonalnie)

Uœmiech:

smile wink wassat tongue laughing sad angry crying 





Grupa sponsorska: